Przy okazji uwięzienia księdza Michała Olszewskiego, uwikłanego w milionowe afery finansowe wokół Funduszu Sprawiedliwości, nasłuchaliśmy się wstrząsających informacji o tym jakim strasznym torturom ów ksiądz o lepkich rączkach został brutalnie poddany przez reżim Tuska.
Słowo „tortury” było odmianiane przez wszystkie przypadki. Teraz znany jest już dokładny raport RPO z tych „tortur” i okazuje sie, że ksiądz był na przesłuchania prowadzony w kajdankach, a w jego celi brakowało…czajnika elektrycznego.
Całkiem niedawno norweski morderca Anders Breivik (prawicowy bojownik białej rasy, który na wyspie Utoya zastrzelił 69 osób) skarżył się do Trybunalu Praw Człowieka na…zbyt wolny internet w celi.
Jest wysoce prawdopodobne, że gdy szemrany biznesmen związany PiS, milioner i były wójt Orlenu czyli Daniel Obajtek trafi za kraty, też będzie się skarżył na mało wygodny materac w celi lub brak dostępu do solarium.
Warto być może przy tej okazji przypomnieć, że to politycy zapomnianej już dzisiaj prawicowej i ultrakościelnej partii Zjednoczenie Chrześcijańsko Narodowe (ZChN) tacy jak Marian Piłka, czy Jan Łopuszański postulowali w latach 90. legalizację tortur w stosunku do wieźniow kryminalnych.
Pomijając fakt, że w UE tortury są prawnie zakazane, a sam pomysł wysoce absurdalny i nieetyczny, prawica siłami ZChN naciskała na Sejm by tortury w Polsce zalegalizawać i umieścić je w kodeksie karnym. Chrześcijański polityk Piłka okazał się piłką do metalu. To głosami „lewaków” (jak piszę dziś patoprawica) ten pomysł nie przeszedł.
Żartowano, że dla polityków związanych z Kościołem tortury, to rodzaj uświęconej tradycji. Wszak Tomas de Torquemada generalny inkwizytor Kastylii, Walencji i Aragonii nie miał takich oporów i stosował wyrafinowane metody tortur w stosunku do osób podejrzanych o czary i kontakty z diabłem.
Do ulubionych należały takie tortury jak łamanie kołem, rozciąganie kości na madejowym łożu, czy drabince, hiszpańskie buty, w których smażono stopy delikwenta, czy tron świętej inkwizycji z kolcami.
Słynne tortury stosowane przez armię amerykańską w obozie w Guantanamo, w stosunku do terrorystów z Al Kaidy, czyli tortury wodne, to też nic nowego.
To metoda opracowana kilkaset lat temu i dokładnie opisana właśnie przez upiornego księdza Torquemadę, który dokładnie określił, że na jedną sesje podtapiania, połączonego z duszeniem przy pomocy materiału wciśniętego do gardła, można zużyć osiem litrów wody.
Tak, tortury to w Kościele długa tradycja podobnie jak palenie kobiet na stosach. W całej Europie spalono ich ok. 50 tysięcy, bo były mądrzejsze od mężczyzn lub podejrzane o czary.
Ksiądz Olszewski ma szczęście, że w dawnej Rzeczypospolitej nie trafił za kratki, a to by go jako aferzystę i złodzieja król kazał pewnikiem ćwiartować, rozciągać linami, lub łamać kołem. Albo zakuto by go w dyby na rynku na pośmiewisko.
Skoro tak bardzo doskwierał mu brak czajnika elektrycznego, podejrzewam, że bohater prawicy już przy pierwszych torturach przyznałby się do wszystkiego, nawet do zabójstwa Kennedyego i porwania Iwony Wieczorek.
Niejeden cyrk medialny i fałszywy lament nas jeszcze czeka. Być może już niedługo więzień Ziobro będzie się skarżył do ONZ na brak kawioru w więziennej kantynie, a więzień Sasin na brak złotych sedesów w kiblu, do których tak się przyzwyczaił 
