ZNIKAJĄCE KIOSKI

Udostępnij na:
Dawno temu na ulicy Szerokiej w Gdańsku, gdzie mieszkałem przez lata, były trzy kioski Ruchu. Kawałek dalej na Targu Drzewnym tuż przy Domu Prasy był jeszcze jeden kiosk. W sumie cztery w bliskiej okolicy.
Kioski Ruch podobnie jak bezpieka, a dziś IPN gromadziły swe „teczki”. O ile bezpieka prowadziła teczki „na ludzi”, czy raczej na figurantów, których obserwowano i na których donoszono, o tyle kioski Ruchu trzymały teczki „dla ludzi”. Teczki z wybraną prasą.
Głód dobrej prasy był tak duży, że gazety trzeba było zamawiać. Zdobyć takie tytuły jak Przekrój, Polityka, czy Tygodnik Powszechny, to nie była prosta sprawa. Więc dla stałych klientów kioskarze zakładali teczki, w których trzymali wybraną przez nich prasę.
Tylko gazety partyjne takie jak Trybuna Ludu, Sztandar Młodych, czy Żołnierz Wolności, to były tytuły zawsze do kupienia i nie na teczkę. Miały wysokie nakłady i zawsze zalegały w kioskach.
Moja mama przez lata kupowała tylko Przekrój i Magazyn. Magazyn, to była taka gazeta jak dawniej Forum, czy dziś Angora, z najciekawszymi przedrukami z zagranicznej prasy.
Ojciec wysyłał mnie do kiosku po papierosy. Palił Klubowe. Straszny syf. Ale były jeszcze gorsze od nich, czyli Sporty bez filtra. Gdy nie było Klubowych, to miałem kupować Giewonty. Gdy zaczął pływać na statkach PLO i wyrobił się światowo, to zaczął palić Marlboro, ale tych w kioskach za PRL nie było. Musiałem iść do kawiarni Marysieńka na Szerokiej ( dziś znajduje się tam galeria sztuki) gdzie spod lady sprzedawał je szatniarz. Albo na rynek, gdzie były małe prywatne sklepy.
Nikt nie miał wówczas problemów by sprzedawać papierosy dziesięciolatkowi. Mówiło się – Proszę Klubowe dla taty – i sprzedawca z uśmiechem podawał towar.
Ja kupowałem w kioskach komiksy z Tytusem Romkiem i Atomkiem oraz te z Kapitanem Żbikiem i przygodami Klossa. Premiera nowego zeszytu z perypetiami tych bohaterow, to zawsze było wielkie święto. Komiksy szybko znikały z półek w kioskach.
Na studiach w Łodzi kioski Ruchu odegrały w moim życiu bardzo istotną rolę. Podczas happeningów Galerii Działań Maniakaknych, nielegalnej bojowki anarchistycznej wchodziliśmy na te kioski jak na opozycyjne trybuny. Często z nich przemawialiśmy korzystając z megafonów lub robiliśmy różne jaja będąc w cudacznych przebraniach.
Zwykle w użyciu był kiosk z pasażu Leona Schillera przy Piotrkowskiej (patrz fotki). Ale słynna akcja miała też miejsce przy nieistniejącym już kiosku w okolicy Domu Handlowego Magda. W Międzynarodowym Dniu Dziecka czyli 1 czerwca (1988 roku) wdrapałem sie tam przebrany za krasnoludka. Miałem krasnalską czapkę i żółte kalesony. Wraz ze mną na dach kiosku weszła też Dorota Wysocka studentka filologii klasycznej i Tomek Gaduła student prawa. Mieliśmy bojowe i przekomiczne transparenty oraz cukierki.
Szybko zebrał się tłum i milicja. W milicjantów rzucaliśmy cukierkami. Później, gdy toczyły się przeciwko nam rozprawy w sądzie, swiadkowie czyli zomowcy zeznawali, że brutalnie zaatakowali zostali…landrynkami.
Myśmy zeznawali, że to nie były wcale twarde landrynki tylko miękkie krówki i tofi, czyli towar raczej luksusowy, który krzywdy nikomu nie zrobi, a poza tym nie rzucaliśmy tylko częstowaliśmy ich, a to jest różnica.
Happening zakończył się wlepieniem nam wysokich kar finansowych w postaci 30 tys zł Kolegium do Spraw Wykroczeń.
Kilka dni temu ogłoszono, że kioski Ruch znikają z przestrzeni miejskiej, bo nikomu nie opłaca się już ich prowadzenie. Dawno temu było ich kilkadziesiąt tysięcy. W tym roku już tylko kilkadziesiąt w całej Polsce.
Przyszli happenerzy robiąc akcje protestacyjne muszą teraz wchodzić na budki z kebabami 😀
Zobacz podobne wpisy:
Scroll to Top

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA!

Bądź na bieżąco ze wszystkimi spotkaniami ze Skibą oraz wszystkimi ważnymi nowinkami.